piątek, 21 grudnia 2012

wstyd

był niby tak jak inny, zwykły facet, około 20-stki brunet, ciemne oczy, jak malowany, jak z obrazu. ona niby zwykła kobieta, młoda, też około 20-stki, piękna, jak z filmu, blondynka, o błękitnych oczach, niewysoka. poznali się chyba na jakiejś imprezie. tak, to była domówka jego kumpla. a ją zabrała koleżanka, bo nie chciała iść sama.jak wiadomo, alkohol i inne używki robią swoje, ale nie u nich, oni nie dali się ponieść chwili. rozmawiali, do samego rana, siedzieli na tarasie i rozmawiali wpatrzeni w siebie. brzmi jak dobra książka romantyczna. zaczęli się ze sobą spotykać. ona była jak to się mówi, z dobrego domu, ojciec miał własną firmę, dzięki czemu mogła pozwolić sobie praktycznie na wszystko. a on? dalej mieszkał z rodzicami, liczył każdy grosz, skończona tylko zawodówka. jak się przy przy niej czuł? jak śmieć, kochał ją, ale czuł się jak ścierwo. nic nie warta pomyłka.nie mógł zapewnić swojej dziewczynie dobrobytu, a to wręcz ona się nim zajmowała. nie umiał się z tym pogodzić, chciał dać jej wszystko, gdyby miał jak kupiłby jej cały świat, ale jak skoro chwilami nie było go nawet stać na chleb? siedział nocami w prawie pustym pokoju i myślał, myślał o niej i o tym, że zasługuje na kogoś bardziej wartościowego. ona? nosiła drogie ubrania, w sklepie praktycznie nie patrzyła na ceny, nie musiała się tym przejmować. on? pięć ubrań na krzyż i stary, ledwo działający telefon, który nadawał się jedynie na złom. kochali się, ale on nie chciał tak dalej żyć. nie chciał być już nikim. ale nie umiał też wziąć się za siebie ani niczego postanowić, czuł się tak bezradny, że ugrzęzł w miejscu.


kiedyś może ciąg dalszy, normalnie spadam, bo zaraz wypluje płuca. bless..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz