sobota, 25 sierpnia 2012

jak masz na imię?

siadam przed biurkiem, z szuflady wyciągam kartkę i długopis. zaczynam pisać list,
chociaż tak naprawdę nic o Tobie nie wiem, nie znam Twojego imienia, widziałem Cię tylko raz,
ale mam nadzieję, że nie ostatni. nie pamiętam już prawie wcale jak wyglądasz.
pamiętam tylko smukłą sylwetkę w blasku latarni. uciekający cień,
gdzieś za rogiem pięciogwiazdkowego hotelu, do którego weszłaś i zamknęły się za Tobą drzwi,
na klucz, bym nie mógł wejść, bo nie sięgam do wyższych sfer, do tych, do których Ty należysz.
Dziś tylko nadzieja mi została, nie wiem jaką jestem osobą, ale wiem,
że oddychałaś za mnie przez te kilka minut, gdy moje płuca przestały pracować,
a upadłem na ziemię. zanim Cię zobaczyłem była we mnie tylko nienawiść, wszyscy uważali,
że wypowiadam słowa, bez serca, czuli mój zimny oddech na swoim ciele. nie pomyśleli nawet,
że ja tylko zakładam przed nimi maskę i wciąż gram kogoś kim nie jestem.
nie mam pewności czy przeczytasz to co piszę, ale muszę opowiedzieć Ci coś o sobie,
o moich problemach, o kilku bzdurach, przelać na papier wszystko co siedzi mi w głowie.
Jestem człowiekiem zbyt uczuciowym w tym skurwiałym świecie, swego czasu tylko szluga,
była moim jedynym przyjacielem, moim bratem było milczenie, dogadywaliśmy się bez słów,
dokładnie wiedział co mnie boli. mieliśmy tajemnice, o których nie wiedział i nie dowie się nikt.
raz wyszedłem na spacer, z dziewczyną, z którą perfekcyjnie umieliśmy się ranić,
co dnia podcinała mi gardło, a do świeżych ran dosypywała soli, opowiadała rzeczy,
o których wolałbym nie wiedzieć. krzyczałem jak opętany, aby przestała,
ale na jej twarzy widział wtedy szyderczy uśmiech i zaczynała mówić, dalej.
powili zaczęła zmieniać moje serce w zimny głaz. moi kumple widząc na ulicy czarnoskórego przyjaciela, krzyczeli i wyzywali go od najgorszych, jakby to kolor skóry mówił wszystko o człowieku.
gonili za nim z nożem, widziałem w jego oczach strach, a w ich źrenicach podnosił się poziom adrenaliny, zwykła zabawa-dla nich. dla niego-codzienność, której nie jest w stanie zmienić.
jestem marzycielem, a nie realistą, pragnę tego co niemożliwe, by ludzie mogli się zmieniać,
odnaleźli gdzieś pomiędzy chmurami zrozumienie, aby w powietrzu wyczuli jak świat się zmienia.
kręci się ziemia, a wraz z nią kształtuje się coraz więcej zła, niektórzy mówią, że to bzdura,
zbyt przejmujesz się jutrem. żyję przeszłością, wiem co to teraźniejszość, płaczę przez przyszłość,
bo nie wiem co mnie czeka. czasem chciałbym żeby moje serce było sługą, moim nie Twoim, mógłbym powiedzieć, kogo ma kochać, kogo wyrzucić z środka i zamknąć się na zawsze. a Bóg?
Biblia nie mówi nam wiele, nigdy jej nawet nie czytałem, ale wiem, że on istnieje,
nie warto go oceniać, dał nam życie, a to jak je wykorzystamy zależy jedynie od nas.
wielu w niego nie wierzy, bo nigdy go nie wdzieli. nie wierzyć w niego,
to tak jak nie wierzyć w miłość, przecież jej też nikt nigdy nie widział, a jednak dla wielu z nas skarbem,
jedynym powodem by żyć, wciąż iść, zasypiać w nocy modląc się o lepsze jutro.
po policzkach płyną mi łzy, jedna spada na list do Ciebie, rozmazuje się atrament,
tworząc jakby zaszyfrowaną wiadomość, a już chciałem się żegnać, z nadzieją, że włożę go do skrzynki,
a Ty otworzysz kopertę, no i przeczytasz ten krótki list.. ale nie mogę tak tego zostawić..
nie potrafię odczytać tej wiadomości, ani zawartego w niej przekazu, a może to wołanie o pomoc,
tych dzieci, które wołają o pomoc, co noc z piekła, zwanego dobrym domem, a tak naprawdę..
nie mają już wolnego miejsca na ciele, bo wszystko ich boli. ojciec alkoholik, a matka się boi,
przestraszeni czekają na kilka porad, ode mnie. bo matka nie rozumie, że to ich zabija,
to się nie nazywa życiem, takie pojęcie jest im całkiem dalekie. zamykam oczy by na chwilę odpocząć. widzę krew i łzy. za winklem, pod ścianą leży dziewczyna, młodego wieku, może trochę starsza ode mnie.. rozdarte ubrania, niektóre rozrzucone gdzieś po kątach,
a ona leży bez ruchu, po jej policzku cieknie już chyba setna łza, słychać sygnały niebieskich,
bo szuka jej policja, zrozpaczona matka nie wie gdzie jej córka, martwi się o nią jak nigdy wcześniej,
a ona leży zgwałcona w zaułku przez kumpla. zagłębiam się bardziej, szukam słów w głębi duszy.
w łóżku leży kobieta, nad łóżkiem krzyż, a pod nim kilka zdjęć. nie znam tej kobiety,
ale wewnętrzny ból mówi mi, ona straciła swoje dziecko. na początku było okej,
ona czuła swojego synka obecność. czuła każdy jego ruch, nawet ten najmniejszy.
oddychali razem, tak równo i czysto. cieszyła się, że nosi w sobie drugie życie, wiedziała,
że jest za niego odpowiedzialna, bo on nie jest w stanie bez niej funkcjonować, ona bez niego też,
ciągle chodziła uśmiechnięta i zarażała tym szczęściem wszystkich ludzi. lubiła, gdy mały w nocy ją kopał,
a ona nie mogła przez nią spać, szeptała czule, że zostanie najlepszym piłkarzem, bo jest jej synem, najlepszym dzieckiem pod słońcem. po kilka miesiącach coś się wydarzyło,
kobieta przestała czuć swoje maleństwo, a jego malutkie serduszko przestało bić,
widziałem we śnie co się stało. jej także przestało bić, w momencie kiedy podcięła sobie żyły.
bo straciła sens życia, z chwilą jego odejścia. przekazałem Ci każdą moją myśl, mam nadzieję,
że przekażesz to ludziom swoimi słowami, które trafią do ich głów i serc. kocham Cię..
i już wiem jak masz na imię, zaczyna się na M a kończy na A.
powiedziałbym siemasz mała, ale to nieodpowiednie słowo. Ty płyniesz we mnie, trafiasz przez uszy,
w krwioobieg. piszę na dole Twój na zawsze, dobranoc kochana. wielu pomyślało pewnie,
że to zajebista panna, a to tylko muzyka, która dla mnie jest wszystkim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz